piątek, 21 marca 2025

464

Co się liczy, 

co nie liczy... 

Zawsze twój uśmiech, 

jest opoką mych snów. 

To się liczy, 

że mogę poczuć 

twój zapach. 

Nie jesteś snem. 

Jesteś obok. 

Jak krzesło 

i kot ale 

skrywasz coś więcej,

choć nie pozwalasz mi 

upaść i mruczysz 

bez powodu,

jest w tobie jedno 

serce. 

Które zgrywa 

się z moim sercem 

i choć nie gramy 

tej samej melodii, 

to kakofonia 

dźwięków. 

To jest jakby 

jedno - nierówne 

choć idealnie 

piękne...      .      

piątek, 28 lutego 2025

463

Mam jeszcze kilka wpisów brudnych,

jak stare samochody sprowadzone zza granicy. 

Złomy. Stoją i gniją, 

korozja je zjada i nie mają w sobie nic - 

jak produkty z krótkim terminem ważności 

ale nie można ich przecenić. 

Słowa nie tracą tak szybko wartości 

jak zepsuty twarożek. A ja wciąż i od nowa 

chce opowiadać nowe rzeczy - zamiast 

bazować na łatwiźnie. Jeszcze się tli ten pęd do życia...

Dogasa.     

niedziela, 26 stycznia 2025

462

Już się prawie roztopił bałwan za oknem 
- a nie widać jeszcze tej wiosny.
Jaka szkoda, że nie ma czasu się tym 
nacieszyć.

Leżę od trzech dni z gorączką nie pocąc ani kropli 
- spuchłem jak ciasto drożdżowe.
W te święta nie było na stole żadnych ciast,
bywały zawsze za dawnych lat.

Czuję że jestem prawdziwym bogaczem 
- znalazłem w kieszeni 1802 jeny. 
A jeszcze 36 tajwańskich dolarów brzęczy 
- w torbie od wspomnień.

W niej trzymam całe życie. 
Bardziej wspomnienia trzymają mnie! 

 

piątek, 24 stycznia 2025

461

Odnalazłem miłość do miast bezkresnych.
Są one bezgwiezdne i głośne,
horda zjawisk cielesnych.
Są jak szept, są jak wrzawa,
są gorące, są bezduszne,
są otwarte i zamknięte,
są więzieniem,
są jak Eden.

Ich ulice pełne zgiełku,
ludzi wypranych ze snów
niewczesnych pośród
miliona budynków,
architektury mającej tylko
koszmarów nowoczesnych
natłok.

Byłem tam wraz
z rojem wylewających się
z metra w szczycie,
rojem os lub dzikich pszczół.

Odnalazłem się w tym mieście,
bez trudu wdychając jego pył i wilgoć,
patrząc jak wplata się w góry
i jak ich zielone zbocza schodzą w dół
do arterii przybierających 
coraz większą moc,
wraz z kolejnym 
zachodzącym słońcem.