środa, 18 września 2019

363

Pamiętam wilgoć Japonii. O każdej porze byłem mokry. Rano i wieczorem topiłem się w toni, własnego potu pełnego soli. Moje grube, wilgotne, polskie ciało - pływało - pośród wilgotnych ciał Japonii.

Kładłem się spać pośród wilgoci i budziłem się mokry, jak ryby cięte na plastry, na targu Tsukiji, wyjęte brutalnie z morskiej toni. Zdawało się jakby, całą noc zalewały mnie fale gorącego tsunami. Bezlitosna siła, jednostronna namiętność, która zdawała się nie mieć końca.

Poranny prysznic, zmywał sól z mego ciała - by nowe pokłady, mogły wydobywać się ze mnie po chwili. Jakbym przy największym upale, obłożył się w kilka grubych koców. Takie były dni w wilgotnej Japonii - w której nie marzyłem o zapachu wiosny, (nawet jeśli tam taki istnieje), tylko o tym by nigdy więcej, nie wracać do suchego domu...